Od 1 maja 2004 roku Polska stała się państwem członkowskim Unii Europejskiej. 21 lipca 2006 Włochy zniosły wszelkie ograniczenia dla pracowników pochodzących z nowych krajów UE, w tym z Polski, likwidując tym samym wszelkie dotychczasowe kwoty wjazdowe. Od tego dnia, Polaków mieszkających na Półwyspie Apenińskim, zaczęto traktować jak obywateli Italii. Ale czy na pewno?
W kwietniu 2009 roku Katarzyna przyjechała do Mediolanu. Swoje pierwsze kroki skierowała do dzielnicowego USC, w celu załatwienia formalności meldunkowych. Po okazaniu dokumentów potrzebnych do „iscrizione anagrafica” tj. umowy o pracę, codice fiscale oraz cessione di fabbricato, urzędniczka oznajmiła Kasi, że w przeciągu kilku dni przyjdą do niej Vigili Urbani, by sprawdzić, czy aby na pewno dziewczyna tam mieszka.
Mijały dni, a funkcjonariusze nie przychodzili: „Przez pierwszy tydzień cały czas czekałam w domu o wyznaczonej porze, potem musiałam iść do pracy – wspomina Katarzyna – byłam przekonana, że jeżeli Vigili przyjdą, a mnie nie będzie w domu, wystarczy im fakt, że na domofonie jest moje nazwisko”.
Niestety okazało się, że to nie wystarczyło. Po kilku tygodniach młoda Polka otrzymała z Comune list polecony z potwierdzeniem odbioru, w którym oznajmiono jej, że według Vigili nie mieszka pod podanym adresem i w związku z tym jej prośba o zameldowanie zostaje odrzucona.
Nie myśląc długo, Kasia zdecydowała się na napisanie odwołania od tej decyzji, zaznaczając w nim godziny pracy i kiedy można zastać ją w domu: „Wysłałam list do Comune, gdzie napisałam kiedy dokładnie mogą przyjść, a tymczasem kilka dni po tym, znowu otrzymałam list z Comune, w którym napisano, że złożono mi kolejną wizytę i ponownie mnie nie zastali, więc według nich nie mieszkam pod podanym adresem – mówi dziewczyna - pod treścią listu widniała wiadomość, że mogę się odwołać od tej decyzji w Prefekturze”.
Wszyscy bardzo dobrze wiemy, że włoska biurokracja może bardzo uprzykrzyć życie, ale Kasia postanowiła walczyć z nią i już kilka dni po otrzymaniu drugiego listu z Comune, wysłała odwołanie do Prefektury, do którego dołączyła dokumenty, potwierdzające, że mieszka pod danym adresem. Po krótkim oczekiwaniu, dziewczyna otrzymała odpowiedź, do której Prefektura dołączyła kopię listu wysłanego do Comune, w którym prosiła o przesłanie dokumentacji wyjaśniającej, dlaczego nie chcą jej zameldować.
Po kolejnym oczekiwaniu dziewczyna odebrała list polecony z Prefektury, w którym napisano jej, że odrzucają wniosek o zameldowanie, bo z dalszych kontroli wynika, że nie mieszka pod wskazanym adresem: „Byłam wykończona, chciałam zrobić wszystko zgodnie z prawem, a tu taka niespodzianka – mówi - znowu miałam 10 dni na złożenie ewentualnych wyjaśnień. Nie rozumiałam jakich wyjaśnień jeszcze chcą ode mnie, tym bardziej, że do ostatniego listu dołączyłam kopię koperty listu z banku na którym widniało moje imię i nazwisko oraz adres zamieszkania”.
Po ponad pół roku Katarzyna znalazła się w punkcie wyjścia, miała je dwa, albo wysyłać ponowne odwołanie od decyzji, albo złożyć ponownie wniosek, tym bardziej, że nikt nie mógł jej odmówić przyjęcia nowego pisma o zameldowanie. Dziewczyna postanowiła ciągnąć sprawę do końca.
Jej kolejny list do Prefektury nie był już tak miły jak poprzedni. Kasia zdecydowała się na atak, według niej to była ostatnia szansa na rozwiązanie sprawy trwającej ponad 8 miesięcy: „Napisałam, że od momentu złożenia wniosku w kwietniu 2009 nie znalazłam nigdy w skrzynce pocztowej awizo o rzekomej wizycie funkcjonariuszy i że uważam za skandaliczny fakt, że strażnicy twierdzą, iż nie mieszkam pod podanym adresem, podczas gdy sami nigdy nie zostawili śladu swojej obecności. Zażądałam przeprowadzenia ponownej kontroli, tym razem zgodnie z prawem, w godzinach kiedy można zastać mnie w domu i postraszyłam ich, że jeżeli ta sprawa nie zostanie rozwiązana, nagłośnię ją w mediach, zawiadomię mojego adwokata oraz instytucje, które kontrolują tego typu przypadki”.
Dziewczyna nie myślała, że tym razem może przyjść pozytywna odpowiedź, ale po tygodniu, kiedy o 05.30 ktoś zapukał do jej drzwi nie mogła uwierzyć, że szczęście wreszcie się do niej uśmiechnęło. Przed drzwiami stało dwóch policjantów: „Byłam dumna, że wreszcie zmobilizowałam ich do pracy – wspomina Kasia – moja wielomiesięczna historia z meldunkiem wreszcie się zakończyła i myślę, że każdy powinien do końca wyjaśniać wszystkie sprawy”.
Anna Malczewska
*Imię oraz miejsce zamieszkania zostały zmienione