Wychodzę z domu do szkoły jak zwykle niechętnie, ponieważ jej wybór podyktowany był jedynie tym, że kilka lat wcześniej uczęszczał do niej mój brat. Stoję na przystanku w oczekiwaniu na tramwaj, środek transportu miejskiego, który zawsze mnie przerażał. Tłum ludzi, smutne twarze, szare ubiory i oczy podróżnych skierowane w moją stronę. Nic dziwnego, przecież wyglądałem odkąd pamiętam nietuzinkowo, a patrząc z perspektywy czasu, to naprawdę się wyróżniałem ubiorem, fryzurą, itp.
Wysiadam z tramwaju, od przystanku do szkoły mam około 500 m na nogach. Po drodze jak zwykle dołączają znajomi (sami faceci, w końcu to technikum kolejowe w Krakowie i na całą szkołę przypadają może cztery niewiasty, nie licząc oczywiście grona pedagogicznego, które z pewnością pamięta mnie do dnia dzisiejszego, ale bardziej mojego brata po tym, jak toaleta szkolna “niechcący“ wysadziła się w powietrze).
100 metrów od mojej szkoły mieściło się technikum melioracyjne, nic specjalnego, lecz 2 lata później przenieśli tam z centrum Krakowa szkołę fryzjerską. Po trwającej dość długo męczarni w “kolejówce”, gdzie kształciłem się na technika urządzeń sterowania ruchem kolejowym postanowiłem przenieść się do szkoły fryzjerskiej.
Już pierwszy dzień w nowej szkole był zupełnie inny. Same kobiety i czterech chłopców takich jak ja. Będąc dość bystrym jak na mój młody wiek zauważyłem od razu, że dziewczyny były jakby nad rozwinięte. Krótkie, bardzo krótkie spódniczki, opięte na pupach spodnie, z makijażem jak na wybieg, no i bluzki, hmmm może lepiej to nazwać delikatne zakrycie biustu.
Skończyła się nuda. Na lekcjach byłem tak pochłonięty tematem włosów, skóry głowy, chorobami i chemią, że na początku nie dostrzegałem, iż kilka dziewczyn z klasy nadmiernie zwraca na mnie uwagę i często zaczepia mnie ni stąd ni zowąd. Bardzo mi to pasowało, ponieważ przez kolejne 2 lata pisały za mnie w zeszytach (w końcu były one prowadzone schludnie i moglem się doczytać). Jeżeli chodzi o samą szkołę, jeszcze do tego wrócę i nie pominę tematu, że nauczyciele traktowali mnie chyba indywidualnie, nie mówiąc o tym, że już jako uczeń 1 klasy robiłem im fryzury. Może dlatego traktowali mnie bardzo ulgowo.
Praktyki
Powróćmy do dnia z życia fryzjera. Zacznę od praktyk w salonie, a miałem dwie praktyki, pierwsza u znanej fryzjerki w Krakowie u pani M., wspólniczki pani K. F. Mój pierwszy dzień minął spokojnie, lecz już następnego, jedna z pracownic, pani Ziuta, wylała wiadro wody na podłogę i kazała ją szorować na kolanach.
Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem, potem na moją kurtkę i z uśmiechem na twarzy wyszedłem, mówiąc tylko, że się nie nadaję. Dzwonili do mnie i do mamy kilkakrotnie próbując przekonać, że taka sytuacja już się nigdy nie powtórzy. Ja jednak w międzyczasie znalazłem inny salon. zakład fryzjerski “Loczek”. Teraz, po latach, mogę powiedzieć, że właśnie tam właściciele: Henryk Andruchowicz i Andrzej Gajewski nauczyli mnie fachu.
Jako nastolatek byłem bardzo niesforny
W jeden zimowy poranek ojciec powiedział: “Piotrek wyrzuć śmieci”. Pamiętam, że wyszedłem z domu tylko w sweterku i kapciach. Na parkingu pod domem spotkałem moich kolegów, którzy z uśmiechem na twarzach powiedzieli: Fryzjer , zostaw kosz na śmieci pod drzwiami, bo jedziemy do Osieczan, gdzie wynajęliśmy domek , będą fajne dziewczyny, na jednego z nas przyapada aż dwie. Muszę wspomnieć, że moi koledzy byli starsi ode mnie minimum o 10 lat, więc impreza była dla dorosłych, a ja bylem ich pupilkiem i to fryzjerem, dlatego też damy zawsze miały ze mną o czym rozmawiać.
Na mej nastoletniej twarzy od razu zagościł szeroki uśmiech z delikatnym rumieńcem z zimna. Później okazało się, że oprócz dziewczyn, koledzy załatwili też haszysz i marihuanę i do tego jeszcze alkohol.
Zajechaliśmy do wynajętego domku, ja tak jak stałem, bez telefonu. W środku – nie kłamali – mnóstwo ładnych dziewczyn. Po ładnych kilku dniach wróciłem do domu i okazało się, że oprócz rodziny także policja mnie szukała.
Zakończenie szkoły
Do egzaminu czeladniczego podchodziłem 3 razy. Za pierwszym razem przyjechałem prosto z imprezy i jeszcze wstawiony i odurzony dziwnymi środkami i jedyne co byłem w stanie powiedzieć, to to, że “nie dam rady, mam kaca, ale weźcie państwo pod uwagę, że mimo hucznej zabawy zjawiłem się. Kolejny raz był podobny. Zapomniałem ze sobą wziąć narzędzi potrzebnych do egzaminu. Za trzecim podejściem poszło wzorowo, co więcej, byłem najlepszy ze wszystkich, lecz oceny obniżono mi o 2 stopnie z racji mej młodzieńczej niesforności . Ah, z jaką nostalgią wspominam tę szkołę i ludzi. Chciałbym się cofnąć w czasie i przeżyć to wszystko jeszcze raz, ale jeśli cofnął bym się o kolejnych kilka lat, to był bym teraz zapewne politykiem lub księdzem.
Londyn
Nie cofajmy się. Idźmy zawsze do przodu i nie żałujmy podjętych decyzji, w końcu one nas uczą… Pominę króciutkie wątki pracy w polskich salonach. Przejdę od razu do Londynu.
Początki za granicą naszego wspaniałego kraju uważam za “do porzygania”. Rano praca w salonie ze znajomością języka angielskiego na poziomie szkoły, czyli żadną, ponieważ tak naprawdę języka kraju osiedlenia uczysz się dopiero na miejscu. My emigranci dobrze o tym wiemy. Po południu szkoła, później praca w restauracji przy Portobello Road, pierwsze mieszkanie z Polakami. Pamiętam, że "na flacie" mieszkałem z parami i co niektóre ukradkiem, gdy partner wychodził do pracy, zabawiały się z innymi mieszkańcami domu, a potem wieczorem wszyscy jak jedna rodzina. Mieszkałem w tym chorym świecie na szczęście nie zbyt długo. Moją decyzję o zmianie lokum przyspieszyła niemiła niespodzianka. Pewnego dnia wracając z pracy z kurczakiem w siatce, odkryłem, że ktoś po prostu nasrał do mojego garnka, który następnie odstawił na miejsce. Okazało się, że zrobiono to tylko dlatego, że nie dałem “na kreskę” papierosów, które dość często i sprytnie przemycałem z Polski - musiałem przecież żyć na pewnym poziomie.
Przeprowadzka popłaciła, ponieważ od tego momentu słysząc język polski na ulicy nie otwierałem ust. Po pewnym czasie oddaliła się ode mnie ta “polonijna trauma” i powróciłem znowu do społeczeństwa. Potem przyszedł czas na akademię Vidal Sassoon oraz Toni&Guy.
W Londynie klienci są bardziej zwariowani, otwarci na nowości. Dzięki temu, to, co przychodziło mi do głowy wykonywałem na głowach mych muz. Bardzo często zdarzało mi się, że zaprzyjaźniałem się z nimi, nawet chodziliśmy razem na różne imprezy, które były dla mnie ciekawym doświadczeniem: alkohol, dragi, rozpusta, Sodoma i Gomora.
W pracy
Jak wiadomo klienci są różni. Pewnego dnia przyszła klientka, włosy cieniutkie w ilości do policzenia okiem. Wymagania miała bardzo duże. No i weź i dogódź jej, jak przekroczyła próg salonu z kwaśną miną – niezadowolona z dnia lub ogólnie z życia.
Chcesz dowiedzieć się co stało się dalej? Wystarczy kliknąć MI PIACE, ponieważ właśnie to zmotywuje mnie do dalszego pisania…
Piotr Wywiał
TRINITY hair cut & colour by Peter W
Via dei Delfini 18, Rzym
06 69940639